Nie, w tym rozdziale nie będzie żadnych żenujących bredni typu „pick up artist”. Będą tutaj jedynie podane żelazne zasady, których trzeba przestrzegać.
Najważniejsza lekcja. Patrząc na znajomych, każdy ma lub miał dziewczynę. Łysi, brzydcy, kostropaci, szczerbaci, niscy na granicy karłowatości, chudzi, grubi, biedni, alkoholicy, kibole z wyrokami… żadna z tych cech nie była przeszkodą do wejścia w związek.
Jest tylko jedna cecha, która absolutnie przekreśli każdego, nawet jeśli będzie miał 2 metry wzrostu, figurę Adonisa i twarz aktora. W znanym ludzkości wszechświecie nie istnieje kobieta, która zgodziłaby się na związek z mężczyzną użalającym się nad sobą.
Pamiętam pewien post „przegrywa”, który by „udowodnić” jak to kobiety go ignorują, wkleił fragment rozmowy, szło to mniej więcej tak:
Ona: Czemu nie masz dziewczyny? Przecież jesteś całkiem fajny.
On: Nie jestem, jestem brzydki, nudny i w ogóle beznajdziejny!
Ona: Ale przecież na pewno jakaś by się zgodziła.
On: A umówiłabyś się ze mną?
Ona: …
To jest sytuacja trochę śmieszna i trochę straszna. Widać, że dziewczyna po prostu próbuje go zachęcić do tego, by ją poderwał. Gość był o jedno kliknięcie myszki od związku. I co zrobił? Postawił dziewczynę w sytuacji „Jeśli umówisz się ze mną, to znaczy że lubisz brzydkich, nudnych i beznadziejnych! Pewnie powiem to każdej Twojej koleżance!”.
Mężczyźni są otoczeni dziesiątkami, setkami kobiet. Sporo z nich dąży do różnego rodzaju interakcji, czy związku, czy po prostu seksu. Jeśli nie zrobi się jakiegoś naprawdę koszmarnego błędu, w końcu do czegoś dojdzie.
Ale tu mamy kolejny punkt, który wywodzi się wprost z poprzedniego akapitu. Jeśli ktoś nie jest otoczony kobietami, bo siedzi przed komputerem 24/7, to oczywiście nigdy nie wejdzie w żaden związek. To jak próba wygrania na loterii nie wysyłając kuponu. Trzeba mieć grono znajomych, uczestniczyć w życiu towarzyskim.
Szansę na znalezienie dziewczyny można wyrazić wzorem A*B*C, gdzie A to będzie nasza atrakcyjność fizyczna, B to charakter, jak bardzo interesujący jesteśmy, czy umiemy prowadzić ciekawą rozmowę, a C to ilość kobiet, z którymi prowadzimy rozmowy na żywo. Chciałem zwrócić uwagę na jedną bardzo ważną rzecz, która zazwyczaj ludziom umyka.
Atrakcyjność można podnieść, ale nie jakoś szczególnie mocno. Powiedzmy, że pewnym, dość dużym wysiłkiem, uda się nam ją podwoić. To podwaja szansę na znalezienie dziewczyny. Podobnie charyzma, tu również dzięki ciężkiej pracy można podwoić swoje szanse. Ale prawdziwym przełomem jest C, czyli to, ile osób spotykamy. Typowy „przegryw” rozmawia z jedną nową kobietą miesięcznie. Albo nawet i to nie. Najwięksi podrywacze, jakich znałem, rozmawiali z nawet setką tygodniowo na różnych imprezach, spotkaniach.
Czy już widać, do czego zmierzam? Podwajając szansę po ciężkiej pracy nad urodą, potem jeszcze raz ją podwajając dzięki ciężkiej pracy nad charakterem mamy w sumie 4 razy większą szansę.
Zmieniając tryb życia z kogoś, kto rozmawia z 1 kobietą miesięcznie na kogoś, kto rozmawia z setką tygodniowo, zwiększamy szansę ponad CZTERYSTA razy. I to wcale nie jest taka abstrakcja, idziemy na planszówki i mamy 2, w ten sam dzień na jakieś spotkanie fanów… nie wiem, czegoś, kolejne 5. Tego typu aktywności jest naprawdę dużo. Robiąc tak codziennie, mamy 50 kontaktów tygodniowo.
Jeden z najbardziej aktywnych seksualnie znajomych to gość łysy, szczerbaty, z wyrokami, w zasadzie bezdomny, kilkoma uzależnieniami i problemem z utrzymaniem higieny. Za to większość swojego czasu poświęca na poznawanie nowych ludzi, kręci się od imprezy do imprezy.
Mężczyzna nie może być nudny. O czym chcesz z kobietą porozmawiać, o swoim paladynie na 99 poziomie? Co Cię wyróżnia, jak spędzasz wolny czas?
Coś, co jest zarazą, plagą: wszelkie miejsca typu redpill i inne tego typu bagna. Naprawdę ciężko o bardziej toksyczne środowisko. Ci ludzie wybierają przykłady najbardziej toksycznych kobiet i robią z tego regułę. W realnym życiu poznałem chyba tylko jedną psychopatkę, a czytając wypociny redpillowców można odnieść wrażenie, że każda kobieta taka jest.
To bardzo paskudna pułapka. Taki samotny przegryw nie ma dziewczyny, widzi, że wszyscy inni mają, jeśli wpadnie w sidła redpillowców, to nie będzie oczywiście dostrzegał winy w sobie, w tym, że jest najnudniejszą osobą ze swojego środowiska i do tego poznaje średnio 1 kobietę na 3 lata, tylko oskarży o wszystko kobiety, że nie dostrzegły jego ukrytych zalet, najlepiej włamując się do jego piwnicy, z której nie wyszedł od 3 miesięcy. O wiele łatwiej oskarżyć innych o własne niepowodzenia.
Tu naprawdę nie chodzi o to, czy takie sytuacje są, czy kobiety mają lepiej czy gorzej w różnych sytuacjach, czy gdzieś tam wykorzystują mężczyzn. Problemem takich toksycznych środowisk jest to, że zwracają uwagę na jedną stronę zagadnienia. Jest to lustrzane odbicie feministek, dopatrujących się wszędzie męskiej przewagi i każdą interakcję między płciami interpretujących pod kątem „w jaki sposób mężczyzna właśnie wykorzystał kobietę”. Jeśli ktoś spoza tego środowiska poczyta posty „przegrywów”, to agresja wobec kobiet aż tam kipi. One może i lubią brutali, ale tylko gdy są oni szarmanccy.
To bardzo, bardzo ważne. Każdy z nas jest przede wszystkim zwierciadłem ludzi, którymi się otoczyliśmy. Ktoś, kto cały czas jest zanurzony w kontekście społecznym „kobiety to zło”, kto codziennie czyta wybiórcze newsy jak to kobieta zrobiła coś złego, kogoś skrzywdziła, będzie siłą rzeczy miał wypaczone poglądy.
Warto też przypomnieć, że kobieta to przede wszystkim człowiek. Znakomita większość kontaktów to zwykłe koleżeństwo. Nie, to, że macie koleżankę, nie oznacza, że jesteście we „friendzone”. Friendzone to sytuacja, w której kobieta dostaje od mężczyzny to, co powinna dostawać od swojego partnera (robi rzeczy, na które nie ma ochoty, np chodzi na nudne dla niego koncerty, beznadziejne filmy, stawia jej obiady etc), ale sama nie daje mu nic w zamian. Zwykła znajomość to po prostu zwykła znajomość. Mam mnóstwo koleżanek, z którymi potrafię spędzać całe godziny bez przerwy gadając, chyba każdy w miarę normalny mężczyzna ma koleżanki.